Wyszłam po za teren watahy. Bardzo tego nie lubię, zawsze się stresuje, bo ludzie nie mogą wchodzić na smocze tereny, ale zawsze mogą być w pobliżu.
Potrzebowałam uzupełnić zapasy, których nie ma na terenach. Właśnie węszyłam za złotymi jagodami, gdy poczułam ten zapach. Ludzie i... wilk. Zanim zdążyłam się wycofać usłyszałam strzał i poczułam zapach krwi. Wilczej. Po tym drugi strzał. Mimo strachu pobiegłam w ich stronę. Nie mogłam go tak zostawić, wtedy nie wiedziałam, jakie będą z nim kłopoty...
Dobiegłam. Przestrzelona tylna łapa i płuco. Zobaczyli mnie Dwunożni. Zawarczałam, czułam dreszcze - celowali we mnie. Strzelił brodaty. Zatrzymałam pocisk - opadł na ziemię. Wystrzelił kolejne, je również unieszkodliwiłam. Warknęłam jeszcze raz. Uciekli, i dobrze. Spojrzałam na rannego. Potrzebował pilnej pomocy. Zaniosłam go do siebie.
Właśnie przygotowywałam napar, by odzyskał siły, a ten się obudził.
- Już wstałeś, królewno?- zapytałam żartobliwie.- Jak zwą naszą śpiącą?
Nic nie odpowiedział, ale spojrzał na swoje ciało.
- Musiałam cię opatrzyć. Jestem River, witaj w watasze.
- Witaj, piękna.- odpowiedział zalotnie.- Jestem Silve, zawsze do usług, szczególnie dla takich pięknych dam. Jest tu takich więcej?
Denerwował mnie trochę swoimi słodkimi gadkami, ale dawno nie słyszałam komplementów. (Niestety) uśmiechnęłam się do niego.
Silve?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw komentarz! Chcemy znać twoją opinię!